Dzisiaj przychodzę do Was z życiowym tematem, a do tego wpisu skłoniła mnie pewna sytuacja i pierwotnie tytuł miał być taki: czy doceniacie swoich mężczyzn. Ale myślę, że tak naprawdę temat dotyczy obojga partnerów życiowych, niezależnie od płci. Także jak jesteście ciekawi o czym aktualnie myślę na temat związków, to zapraszam do czytania.
Mam parę wiosenek i 10letni staż małżeński, więc coś tam sobie już przeżyłam, widziałam i może mogę sobie pozwolić nawet na poplotkowanie z Wami na takie tematy. Jak wspomniałam do tego wpisu zainspirowała mnie pewna sytuacja, więc ją Wam najpierw opiszę.
Od dłuższego czasu zanosiłam się z zamiarem, żeby uporządkować nasze książki. Od 3 lat mieszkamy w obecnym miejscu i do tej pory nie mieliśmy żadnego regału, bo nasz duży mebel z poprzedniego mieszkania sprzedaliśmy wraz z mieszkaniem. W ramach mojego wyzwania zorganizowania sobie domu (więcej TU) postanowiłam rozprawić się z tym tematem i znalazłam pasujący regał w szwedzkim sklepie… tak tak chodzi oczywiście o Ikea. Byliśmy z mężem zgodni co do tego tematu. Była niedziela, kiedy decyzja padła: tak teraz, tak ten regał, bo to jedyne co nam teraz do salonu pasuje.
Mąż w czwartek miał zaplanowany wyjazd do Holandii popływać na żaglówce, a mi bardzo zależało, żeby regał stał w tym tygodniu. Miałam swoje powody, było ich nawet kilka. Także do środy miałam czas, żeby mąż poskładał ówże obiekt. W poniedziałek pojechałam do sklepu najbliżej nas i okazało się, że tego regału nie ma na stanie. Rozczarowana oraz zdziwiona, że jak to możliwe, że w Ikea czegoś nie ma na stanie wróciłam do domu. Mąż obiecał, że w środę wracając ze służbowego wyjazdu kupi mi ten regał w Ikea w tamtej okolicy i jeszcze go poskłada (we wtorek były inne priorytety).
Środa.
Mąż wrócił już dość późno, ale tak jak obiecał regał kupił. No i tu się zaczyna. Ogólnie zawsze przed wyjazdem na urlop mamy duży stres, zawsze jest tryliard rzeczy do zrobienia, w firmie zawsze coś nagle wyskoczy, dzieci nie kooperują itp itd. Tym razem było pół tryliarda rzeczy, bo ja zostałam z dziećmi na miejscu 😉 No więc, w środę ten wyjazd służbowy, jeszcze sprawy w biurze, telefony, pakowanie, dzieci… a pomiędzy tym wszystkim skręcanie dwóch regałów („no bo jak już będziesz w tej Ikea, to kup jeszcze taki mały regał do piwnicy… tak przy okazji”). Pierwszy do piwnicy gotowy. Gdy TEN regał do salonu był prawie gotowy, a mój mąż po całym dniu już bardzo zmęczony, okazało się, że w całym zestawie są 2 małe identyczne deseczki… n0 prawie identyczne…. i są na odwrót skręcone…. no więc trzeba było rozkręcić całość i od nowa ta sama robota. Było już późno, więc moje Kochanie zostawiło ten mebel i obiecał dokończyć w czwartek. Byłam sceptyczna, że jeszcze przed wyjazdem zdąży to zrobić.
Czwartek.
Na drugi dzień wstał wcześniej, zawiózł dzieci do szkoły i przedszkola, no bo się nie będą widzieć 4 dni, a następnie faktycznie rozprawił się z regałem będąc jedną noga już w aucie. Szafka stanęła piękna i cała w salonie. Jakąś chwilę później auto z Kochaniem pojechało nad morze. A już za nim bardzo tęskniłam i tak sobie myślałam, że przecież mógł powiedzieć, że ten regał nie jest tak ważny, że nie jest życiowo TERAZ tak potrzebny, żeby sobie z tego powodu jeszcze dodatkowy stres i wysiłek robić, że przed wyjazdem ma już tyle na głowie, że ten „cholerny mebel” może poczekać do następnego tygodnia. Na prawdę uwierzcie mi, miał absolutne prawo nie kupić i nie poskładać mi tego regału w tym cały stresie do środy, bo ja taki miałam kaprys. Były ważniejsze rzeczy, które mogły być zapięte bez tego dodatkowego obciążenia. Ale… mąż wiedział, jak bardzo mi na tym zależało i spełnił moje życzenie…
Zaczęłam się zastanawiać, czy my doceniamy swoich mężczyzn? Czy doceniamy te extra rzeczy, które oni dla nas robią? Czy doceniamy swoje żony?
Gdy się jest świeżo zakochanym, widzimy wszystko na różowo, „nosimy” naszych ukochanych na rękach i jesteśmy szczęśliwi z każdej pierdołki, którą dla nas robią, jednocześnie chcemy być ślepi na wady. Gdy lata mijają, czasami różowe okularki nam spadają i zaczynamy zwracać większą uwagę na rzeczy, które wcześniej ignorowaliśmy, jeśli jeszcze do stażu związku dodamy małe dzieci, niewyspanie, stres, praca, gonitwa od rana do wieczora, frustracja, niezadowolenie i brak odpoczynku, to nie trudno o kłótnie, o wytykanie sobie wszystkiego co tylko możliwe, o problemy w komunikacji i trudności ze zrozumieniem siebie nawzajem. Zamiast wychwalać naszego partnera za drobne przyjemności, wytykamy coraz więcej czego nie zrobił albo co zrobił źle…. i coraz bardziej jesteśmy ślepi na te fajne rzeczy.
I tak sobie rozmyślam… oprócz różnych rzeczy, które wpływają na udany związek, jak dobra komunikacja, tolerancja, zaufanie czy szacunek, to docenianie swojego partnera, za drobne czyny jest tak samo ważne. W pewnym momencie wspólnego życia wychodzimy z założenia, że pewne rzeczy są oczywiste, oczekujemy coraz więcej i nasze wymagania rosną. To wcale nie było zrozumiałe i oczywiste, żeby mąż skręcił mi właśnie teraz tą szafkę. Mógł to odłożyć na później, mógł powiedzieć „to jak bardzo tak chcesz ją mieć natychmiast to sama ją skręć” (ok fakt jest taki, że mogłabym się sama za nią zabrać, Ikea jest mistrzem jeśli chodzi o koncept mebli składanych)… ja mogłabym być obrażona, bo skoro ja chciałam to oczekuję, że szafka będzie skręcona, a co mnie obchodzi ten jego weekend na żaglówkach…
Gdy szafka już stała, mogłabym rzucić: no masz szczęście, żeś mi tą szafkę poskładał, bo byłabym wściekła, jakbyś tego nie zrobił, albo wychodzić z założenia, że mąż musi, bo ja chce… Zamiast tego pomyślmy jakie to jest fantastyczne, że jednak mu się chciało, że zrobił nam tą przyjemność, powiedzmy: kochanie bardzo Ci dziękuję, cieszę się na mój nowy regał. Na pewno następnym razem będzie chętniej mi pomagał w takiej sytuacji. Przecież jemu też się należy odpoczynek i spełnianie pasji. Mi też się należy odpoczynek i spełnianie pasji, więc wspierajmy się nawzajem, doceniajmy siebie nawzajem za te ponadprogramowe uczynki.
Mówmy naszym partnerom, mężom, żonom jakie to super, że coś dla nas zrobili fajnego… nie wychodźmy z założenia, że coś nam się należy i jest coś oczywiste… pewnie też jest… ale czyż nie jest miło usłyszeć ciepłe słówko wdzięczności, chociażby za drobnostkę… a jeżeli dawno nie usłyszałaś/usłyszałeś żadnego dobrego słówka od tej drugiej osoby… to może tak się przełamać i być pierwszym, pokazać, że się da…? może małymi kroczkami, wspólnym wysiłkiem da się znaleźć te różowe okulary na nowo…?
… my swoich okularków mocno pilnujemy…. i po sytuacjach mocno stresujących zawsze kończymy dzień z uśmiechem na twarzy… ale to już inna historia….
Ciekawa jestem jak przypadł Wam do gustu taki życiowy temat… nie z książki psychologicznej,teorii i gabinetu pani doktor, a z obserwacji własnej i wyciągnietych wniosków…. mam tylko nadzieję, że oddałam w słowach Wam to, co krąży mi w głowie 😉
buziaki
Olgietta
Dużo miłości i ustępliwości w związku Waszym życzę. ” Nogi spokojnie na bok”. 🙂 🙂
Uważam że właśnie takie drobne gesty sprawiają że w związek nie wdaje się nuda i rutyna. Dziś przytuliłam męża i powiedziałam mu: „Wiesz co, jesteś całkiem spoko!” 😉 Ale się ucieszył hehe 😀 I od razu jakoś dzień milszy 😉
no i dokładnie, o to chodzi.. pozdrawiam i dziękuję za komentarz 🙂