To był maj, pachniała Saska Kępa szalonym zielonym bzem. To był maj gotowa była ta sukienka…. śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz.. chyba jeden z największych jej hitów. Zapraszam na podsumowanie maja.
Maj już zawsze będzie mi się kojarzyć z rododendronami. Kiedyś wydawało mi się, że są takie rzadkie i niedostępne. Żeby je zobaczyć specjalnie pojechałam w maju 2010 roku na wyspę Mainau na południu Niemiec. Najpierw byłam rozczarowana, bo długo nie mogłam ich znaleźć na tej wyspie, w sumie jeden mały niepozorny krzaczek. Ostatecznie spacerując doszliśmy do rododendronów, wielkie piękne ściany usypane kwiatami w różnych kolorach. Rododendron kwitnie tylko w maju. Muszę poszukać zdjęć z tamtego maja. Byłam wtedy w ciąży… Teraz widzę je często, a jeden mały mam nawet przed wejściem do domu. I nadal je uwielbiam. (tytułowe zdjęcie powyżej, to właśnie rododendron sfotografowany w Polsce, a ten poniżej to mój).
Maj był intensywny, wspaniały i wyjątkowy. Rozpoczął się fantastycznie koncertem Kari Bremnes. Chyba w kwietniu wspominałam, że na urodziny od męża dostałam romantyczny wyjazd na weekend, a w tym właśnie bilety na Kari, norweskiej piosenkarki, którą uwielbiam. Jak jeszcze nie słyszeliście jej muzyki to szybciutko biegnijcie na YouTube (tzn. zaraz po tem jak przeczytacie tego posta 😉 ). O Bremnes już wspominałam kilka razy, między innymi we wpisie o Norwegii (klik). Koncert był fantastyczny, dość kameralny, bo było ok 500 osób. My siedzieliśmy pod samą sceną. Ale jak ona śpiewa!! Absolutnie fenomenalnie. Czysto i pięknie, jak na płycie. I to nie był żaden playback! Wyszliśmy oboje pełni podziwu. Ponieważ wszystkie piosenki z nowego albumu Det vi har są po norwesku, Kari opowiadała przed prawie każdym utworem o czym jest, co ją zainspirowało do napisania tekstu… Jakie było moje zaskoczenie jak przed pierwszym utworem Det Kunne Skjedd usłyszałam, że tekst została zainspirowany poezją wielkiej polskiej poetki Wisławy Szymborskiej! Wieczór był absolutnie wspaniały. A następnego dnia okazało się, że zespół spał w tym samym hotelu co my 😉 Nie omieszkałam zrobić sobie zdjęcie z gitarzystą zespołu Børge Petersen-Øverleir 🙂
Następnego dnia pojechaliśmy zwiedzać piękną starówkę miasta Lübeck, o czym możecie już przeczytać tu oraz pojawił się również wpis ze stylizacją tu.
Kolejnym, małym tym razem, ale również średniowiecznym miasteczkiem, które zwiedziłam było Zons. Wpis na ten temat też się pojawi niebawem.
13 maja w Niemczech obchodzony był Dzień Matki, a 10 maja Dzień Ojca. Od mojej młodszej pociechy dostałam lakier do paznokci Loreal. Wybrała się z tatą na zakupy, ale prezent wybrała sama. Prawda, że piękny kolor. Starsza córcia przejęła przygotowanie śniadania :). Oczywiście były też laurki.
W połowie maja pojechaliśmy na kilka dni do Polski na komunię mojego chrześniaka. Akurat się dobrze złożyło, że w szkołach były ferie zielonoświątkowe Pfingstferien. W NRW po raz ostatni cały tydzień ferii z tej okazji był w 1966 roku ! Ponad 50 lat temu. Dlaczego akurat teraz znowu ferie? Ministerstwo uznało, że Wielkanoc była relatywnie wcześnie, a koniec roku będzie dopiero w połowie lipca, także przyda się dodatkowy tydzień ferii dla dzieci.
Całą moją stylizację na komunię możecie zobaczyć TU. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na noc w Potsdam (Poczdam) i to tu w pięknej parkowej scenerii zamku Sanssouci zrobiliśmy zdjęcia mojego outfitu. Na zamek poświęcę również osobny wpis. Jestem tym miejscem zachwycona.
Moja majowa lektura „Bodo wśród gwiazd”, o której możecie już przeczytać tu.
Poza tym maj to kwitnące piękne kwiaty….
A jak Wam minął kwitnący miesiąc?
buziaki
Olgietta