40 i co dalej...

Czy stara przyjaźń nie rdzewieje… ?

14. października 2018

To jest już piąte podejście do tego wpisu… a może i nawet szóste  Za każdym razem coś mnie blokowało, próbowałam podjeść z innej strony, ale też nie byłam zadowolona. No więc kolejna wersja przede mną i przed Wami 😉 To jest dla mnie szczególny wpis i pewnie dlatego tak trudno mi go zredagować. Poza tym tak się skoncentrowałam na TYM jednym poście, że nie byłam nawet wstanie ruszyć żadnego innego tematu i wszystko leży odłogiem.

Mówi się stara miłość nie rdzewieje… a może stara przyjaźń nie rdzewieje?

Pytali… czy wy będziecie jeszcze miały o czym rozmawiać po tylu latach? Ludzie się zmieniają, a 30 lat to nie mało. Poza tym dzieci mają inne tematy! Myślisz, że warto jechać tyle kilometrów?….

Gdy postanowiłam polecieć do Zakopanego takie pytania i stwierdzenia słyszałam od wielu znajomych, a ja nawet przez sekundę nie miałam wątpliwości czy to się uda, czy to ma sens i że warto. Jedyne czego się obawiałam, to tego, czy wystarczy nam czasu, żeby obgadać 30 lat naszego życia…

Ale po kolei…

Przez całe moje dotychczasowe życie spotkałam kilka takich osób, które w danym okresie były dla mnie wyjątkowe, ważne, z którymi spędzało się czas, dzieliło radości i smutki i „popychało pierdoły”. Były wyjątkowe i coś a nawet dużo wniosły w moje życie.  I mimo, że nie spotykamy się już na codzień, mimo, że nasze drogi dawno się rozjechały w inne części świata, nie rozmawiamy codziennie jak kiedyś, każdy ma swoje życie i swoje nowe przyjaźnie… to ja nadal czuję, że te osoby są mi bliskie w jakiś sposób, czuję jakąś tęsknotę za nimi, zastanawiam się co u nich, jak im się wiedzie i jestem wdzięczna za Facebooka… Nie wiem, jakie znaczenie miała moja osoba w ich życiu, czy cokolwiek w nie wniosła, ale niezależne od tego….

…ten wpis dedykuję właśnie tym osobom…

Piaskownica i początek podstawówki

Agata. Główna bohaterka tego wpisu, bo to własnie z Agatą spotkałam się w Zakopanem. Moja najpierwsiejsza przyjaciółka z piaskownicy, z przedszkola, która mieszkała piętro niżej w moim bloku, pamiętam nawet jej pokój, co prawda jak przez mgłę.. ale jednak. W połowie podstawówki wyjechała do Nowego Jorku i dla mnie ślad po niej zaginął. Nie było wtedy internetu, ani telefonów komórkowych! Ba my nawet zwykłego telefonu w domu nie mieliśmy. Także jedyną formą kontaktu pozostawał zwykły list. Agata wyjechała, a ja nie miałam nawet adresu, żeby list napisać. Mijały lata, a ja ciągle o Agacie myślałam i za nią tęskniłam. Nie wiem czy możecie sobie to wyobrazić, że można za kimś tęsknić 27 lat? Za przyjaciółką z piaskownicy? Ano można. Gdy kończyłam podstawówkę, zastanawiałam się, czy też musi zdawać egzamin do liceum, jak byłam w LO i oglądałam w telewizji seriale o młodzieży amerykańskiej typu Beverly Hills 90210 (kto pamięta ten kultowy seria łapka w góręl??) zastanawiałam się, czy tak to właśnie u Agaty wygląda. Potem czy coś studiuje, jaką drogę obrała, czy wyszła za mąż, ma dzieci itd.

Gdy przyszła era Naszej-Klasy, a potem Facebooka, od razu zaczęłam jej szukać, ale bez skutku. Miałam nadzieję, że stanie się cud i ją odnajdę dzięki możliwościom jakie dają social media w obecnych czasach. Minęło kilka lat i wreszcie stało się.. niedowierzałam, gdy pojawił się profil Agaty przed moimi oczami. Dla mnie to była jak Gwiazdka na święta dla małego dziecka. Dorosła kobieta, a cieszy się jak małe dziecko, że po 27 latach odnalazła swoją przyjaciółkę. Niesamowita euforia, która trwa nadal. Gdy po raz pierwszy rozmawiałyśmy przez telefon, byłam tak podekscytowana i jednocześnie zdenerwowana, serce mi waliło… czy będziemy miały w ogóle o czym rozmawiać, czy będzie cisza w słuchawce, bo o czym tu mówić po tylu latach? Jakby się tak logicznie zastanowić, to tak jakbyśmy się w ogóle nie znały.  A okazało się, że nie mogłyśmy się nagadać. Rozmawiałyśmy długo tak, jakbyśmy dopiero wczoraj były razem na kawie.

Gdy kilka miesięcy temu Agata poinformowała mnie, że zamierza spędzić wakacje u rodziny w Zakopanem, wiedziałam, że postawie wszystko na głowie i chociaż na jeden dzień pojadę do stolicy Tatr. STAŁO SIĘ ! Gdy siedziałam w samolocie do Polski o niczym innym nie myślałam, jak o naszym dzieciństwie. Łzy cisnęły mi się do oczu. Gdy siedziałam w PKSie do Zakopanego, łzy cisnęły mi się jeszcze bardziej. Myślałam.. rany kobieto masz 40 lat, a dalej się tak rozklejasz? Zawsze byłam wrażliwa.

Nie jestem wstanie Wam opisać tego momentu, gdy rzuciłyśmy się sobie w ramiona, tego uczucia, tej radości… tego szczęścia. Autentycznego uczucia szczęścia. Gdy teraz siedzę i piszę ten tekst, to czuję to znowu. Spędziłśmy ze sobą cudny czas i jestem baardzo bardzo wdzięczna, że to było możliwe, że Agata była dla mnie w tym momencie, że mąż poukładał swoje sprawy tak, żebym mogła lecieć do Polski, moim rodzicom za pomoc w zorganizowaniu biletu na PKS….

♣♣♣

Pytali… czy wy będziecie jeszcze miały o czym rozmawiać po tylu latach?… Tak i jeszcze raz tak. Tematów nie było końca i odpowiadając na pytanie: czy było warto?  zdecydowanie było warto… 

Mam nadzieję, że następnym razem spotkamy się w Nowym Jorku… Agata.. girl.. love you and miss you honey…


Szkoła podstawowa:

Magda. Jak ja bym przeżyła większość podstawówki bez Magdy?? Do kogo chodziłabym po szkole tańczyć w przedpokoju układy do  #ModernTalking, jeść parówki z ketchupem i słuchać Madonny? Spędzałyśmy dużo czasu po szkole, najczęściej u Magdy w domu. To ona zaraziła mnie również Depeche Mode. Razem zaczęłyśmy chodzić na łucznictwo u nas w szkole, ale Magda była bardziej wytrwała w treningach. Zdarzały się nawet wspólne wyjazdy z jej rodziną. Poźniej zrobiła mi straszne świństwo i przeniosła się do innej szkoły jakoś w 7 klasie. Do dzisiaj mam jej to za złe…;) oczywiście żart 😀  Potem spotkałyśmy się ponownie w Liceum Ogólnokształcącym, ale byłyśmy w innych klasach. Widywałyśmy się czasami na przerwach, ale Modern Talkig słuchałyśmy już osobno, niestety… Jestem bardzo szczęśliwa, że mamy kontakt dzięki social media, bo mieszkamy 1000km od siebie (to już bliżej niż Nowy Jork). Zawsze cieszę się na nowe zdjęcie czy post, a zwłaszcza na ostatnie wspaniałe nowiny i bardzo mocno Magdzie kibicuję. Mam nadzieję, że i nasze spotkanie dojdzie do skutku, bo zawsze jak jestem w Polsce i mam plan… to coś mi go psuje 🙁 ale… damy rade w końcu..

Liceum.

Ania. To czas poszukiwań samej siebie, gdzie jest moje miejsce w świecie nastolatek… w szkole nie należałam do żadnej grupki czy paczki, nie spotykałam się z nikim z klasy poza szkołą oprócz sporadycznych przypadków. Natomiast trafiłam do drużyny harcerskiej. Zawsze mnie tam ciągnęło, bo tata często opowiadał mi o swoim dzieciństwie, o harcerstwie, obozach, występach zespołu… i właśnie w harcerstwie znalazłam te swoje miejsce. Drużyna była dla mnie jak druga rodzina, wspólne ogniska, rajdy i obozy. To jest niezapomniany czas i zawsze ze wzruszeniem wracam myślami do tych ludzi z drużyny i lubię ich „spotykać” na Facebooku. W tym czasie zdecydowanie najbliższą mi osobą była Ania. Z nią łączyło mnie też życie poza drużynowe, takie prywatne, wspólny czas, imprezy, wakacje w górach…. (a propos wakacji w górach, to pamiętam lepienie pierogów i śpiewanie do szczotki przed kamerą… podobo ta kaseta jeszcze istnieje o zgrozo! Można by rzec, że był mój pierwszy występ przed kamerą bez youtuba i pierwszy film Ani. Ania została w branży filmowej do dziś i odnosi sukcesy, w przeciwieństiwe do mojego youtuba  :p :O 😀 😉 –ANKA ! jeżeli to czytasz, bo chyba Ci nigdy tego nie powiedziałam, to wiedz, że jestem z Ciebie mega dumna, zawsze wiedziałam, że daleko zajdziesz i zrobisz coś niezwykłego!).

Nasze drogi zaczęły się stopniowo rozchodzić podczas studiów… A gdy ja ostatecznie wyjechałam do Częstochowy, a Ania do Łodzi prawie straciłyśmy się z oczu…. Było jeszcze kilka spotkań, ale jednak każdy miał już swoje życie gdzie indziej… Pozmieniały nam się numery telefonów i kontakt się urwał znowu do czasu naszej-klasy i Facebooka. Damn.. jak to dobrze, że ktoś to wymyślił!!

Studia i praca do wyjazdu do Niemiec.

Wrócę jeszcze w tym punkcie do Liceum… bo jak myślicie, że zapomniałam o wszystkich z klasy, to się mylicie. Zabawne jest tylko to, że dopiero po ukończeniu szkoły zaczęliśmy mieć znacznie lepszy kontakt.. i wspomnienia. Każda z tych osób jest przebojowa na swój sposób, każdą z tych osób podziwiałam i podziwiam nadal za to co robią i jakie są.

Beata… już zawsze będę pamiętać jak jeżdżąc służbowo po całej Polsce, miałam tę możliwość odwiedzać Beatę, która wyprowadziła się o 600 km dalej od naszego miasta. Wspólne wieczorki przy winie i pogaduchy, w trakcie których się okazywało, że mamy bardzo dużo wspólnego są niezapomniane… no a jak Bea wyciągała gitarę i śpiewała to już bajka… Pamiętam, że podczas studiów nagrałam na dydktafon jak śpiewała jedną z moich ulubionych wówczas piosenek i słuchałam jej na okrągło…. myślałam, że zrobi karierę muzyczną, a tym czasem robi karierę w zupełnie innej dziedzinie… ale wow… jakie pozytywne zaskoczenie… pani wiceprezes klubu sportowego.. duma rozpiera

Asia…. też należy do tych osób, które podejrzewałam o wielkie rzeczy, ale w innej dziedzinie. Myślałam, że zrobi karierę w dziennikarstwie, będę czytać jej felietony w gazecie lub oglądać w tv, a Asia poszła całkowicie inną drogą. Natomiast to co zbudowała, przeszło zupełnie moje wyobrażenia. Każdego dnia nie mogę wyjść z podziwu, gdy zaglądam na stronę jej firmy. Ale… dla mnie Asia w LO była typem kujona, mądra, oczytana… okazało się, że ma też drugą naturę… pazur i fantazję i odwagę! np. gdy chciała mieć luz na lekcji matematyki pomalowała oko na sino, tłumaczyła nauczycielowi, że dostała piłką w okulary i  teraz nic nie widzi, więc nie może pisać klasówki 😀 Gdy zaczęłyśmy intensywnie rozmawiać jak już mieszkałam w Niemczech, okazało się że to nie był jedyny przejaw przebojowości Asi. Nigdy nie zapomnę mojej parapetówki w Duisburgu i Asi, która po pracy wskoczyła w swoją  brykę i przejechała 1000km, w tym połowę we mgle, żeby z nami poszaleć. Jaki to był numer, to mówię Wam. !! Brakuje mi tamtych rozmów.

Agata… jak myślę o Agacie to od razu przychodzi mi do głowy: ping-pong, wielka różowa pantera i Sylwester na Słowacji. Pamiętam, że Agata lubiła pisać w zeszytach dużymi literami, gdy pisałyśmy listy do siebie w czasach studiów (wtedy jeszcze nie mieliśmy internetu), zawsze były pisane kapitalkami. W tenis stołowy grałyśmy w trakcie przerw między lekcjami, a wielką różową panterę kupiłyśmy naszej wychowawczyni na urodziny… nie pytajcie nawet czy się ucieszyła z takiego prezentu. 😉  Nam się wydawało to trafne…. i bardzo zabawne 😀 Agata kilka lat temu zaskoczyła mnie czymś, czego o niej nie wiedziałam. A mianowicie, że jest niesamowicie kreatywna i tworzy biżuterię oraz inne ciekawe rzeczy i zdecydowanie należy do tych osób, które podziwiam za przebojowość oraz pasję.

Piotr… jak 3 dziewczyny powyżej, byliśmy w tej samej klasie w liceum i nie, to nie jest mój były chłopak 😉 (żaden z moich byłych amantów nie kwalifikuje się na ten wpis 😀 ) Trochę śmieszne, bo zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i mieć jakiś kontakt dopiero po maturze, a wszystko zaczęło się od jednej pocztówki z wakacji, podziwiałam jego wojaże po świecie… Jego poczucie humoru i inteligencja jest tym co go wyróżnia z tłumu.  Bardzo lubię nasze rozmowy czy to mailowe czy przy okazji spotkań klasowych. Tak naprawdę to mam chyba z Piotrem największy kontakt z pośród wszystkich z klasy. To on jest autorem książki, o której pisałam TU.

♣♣♣

A co ze studiami i pracą do wyjazdu?Ula i Robert to są moi przyjaciele, dwie cząstki mojego serca, z którymi przyjaźń trwa od studiów nieprzerwanie do dzisiaj. Mamy stały konakt i widzimy się minimum 1-2 razy do roku… nasze dzieci się uwielbiają, że nie wspomnę o chrześniakowaniu w oba kierunki… w związku z tym „nie kwalifikują się” do tego wpisu, bo to już jak rodzina. Raczej byłby to wpis „co ja bym bez nich zrobiła!” 🙂 😀 ❤️



Wiem, że są osoby, które twardo stąpają po ziemi i nie oglądają się za siebie. Było minęło i nie warto się odwracać. Ja jednak należę do tych bardziej wrażliwych i tak, lubię wracać myślami do TYCH szczególnych osób, chciałabym mieć je bliżej i móc wyskoczyć na winko, przegadać pół nocy…. tak raz w roku chociażby… Taki ze mnie typ i dobrze mi z tym. 🙂


A Wy… jak podchodzicie do swoich starych przyjaźni sprzed lat?



buziaki

Olgietta

  1. Właśnie jestem na etapie czytania listów sprzed 23 lat od moich znajomych. I zamierzam je spalić. Koleżanka nie przyjęła zaproszenia na FB, na maila nie odpowiedziała mimo, że jej kuzyn mieszka 25 km ode mnie. Nic jej nie zrobiłam. No nic, nie rokowałam jako panna z dzieckiem.
    Mnie nikt nie szuka mimo ery FB. Przykre i smutne. Może byłabym zagrożeniem dla ich mężów?…

  2. Och, ja mam tak samo! Jestem strasznie sentymentalna, nostalgiczna! Non stop myślę o ludziach ze studiów, z gimnazjum … I wydaje mi się, że jestem jedyną osobą, która czuje sentyment do tych lat i relacji. Wszyscy wydają się pędzić swoim życiem i – tak jak sama napisałaś – nie oglądać się wstecz, ale ja to kocham! 🙂 Także totalnie Cię rozumiem 🙂

Skomentuj isiorek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Close