40 i co dalej...

Trudne decyzje.

16. czerwca 2019

Siedzę sobie właśnie w hotelu w Łodzi, do której przyjechałam na kolejną edycję See Bloggers, które jest największym wydarzeniem dla twórców internetowych, a ja przez ostatnie tygodnie niemal całkowicie wyłączyłam się z życia online. Dla bardzo aktywnych instagramerów czy blogerów jest to właściwie niemożliwe do wykonania 😀 Mojej nieobecności pewnie nikt nie zauważył 😉 To był bardzo trudny czas dla mnie, trudny bo musiałam podjąć ważną decyzję. Jaką?

Czy zdarzyło Wam się stanąć przed bardzo trudnym wyborem, takim który wydaje się mieć wpływ na resztę Waszego życia? Że jak już się na coś zdecydujecie to nie ma odwrotu? I nie chodzi o to, że rzeczywiście będzie to nieodwołalna decyzja i koniec i kropka, bo chyba jest tylko jedna nieodwracalna rzecz – ten ostatni dzień naszego życia. Chodzi raczej o to uczucie, że właśnie albo w lewo albo w prawo, a do końca swoich dni będziesz odczuwać konsekwencje tego wyboru.

Ja właśnie stanęłam przed takim wyborem. Chyba po raz pierwszy. Jak wybierałam studia, to się tak nie głowiłam. Jak zdecydowałam się wyjechać do Niemiec praktycznie z dnia na dzień, gdzie zmieniło się wszystko w moim życiu, rzuciłam pracę, wyprowadziłam się z wynajętego mieszkania i pojechałam w nieznane do nowego miejsca, z facetem, którego znałam zaledwie 3 tygodnie. Nawet wtedy nie zastanawiałam się aż tak bardzo, czy to słuszna decyzja czy nie, kierowałam się tylko emocjami, a serce mówiło: rzuć wszystko i jedź. Więc pojechałam. Gdy kupowaliśmy nasze pierwsze mieszkanie, decyzja była świadoma i przemyślana, ale nie aż tak trudna.

Mam wrażenie, że z każdym rokiem przybywa mi więcej logicznego i analitycznego podejmowania decyzji, a mniej emocjonalnego. Nie to, że wcześniej myślałam nielogicznie 😀 Raczej nie mogłabym studiować matematyki i informatyki, gdyby z logiką było u mnie kiepsko (zresztą z logiki jako jedynka miałam 5 z egzaminu, że się tak pochwalę), a zawodowo to też część mojej pracy. Chodzi o to, że w prywatnych sprawach ważniejsze były emocje i dana chwila niż dogłębna analiza, czy to ma sens i jakie z tego będą konsekwencje.

No więc kilka tygodni temu stanęłam przed wyborem, który mi zabierał sen w nocy, nie mogłam jeść i schudłam ze 4 kilogramy, mój mózg chodził na wysokich obrotach, aż do przegrzania w pewnych momentach 😀 Niezliczone listy za i przeciw, analiza nawet najdrobniejszego szczegółu. Miałam problemy z koncentracją.

Żeby Was nie trzymać w niepewności o co chodzi, to chodziło o sprawy zawodowe. Konkurencja chciała mnie „odbić” od mojego pracodawcy oferując świetne warunki. Było wiele aspektów, które musiałam przemyśleć. Począwszy od strefy finansowej, przez ilość godzin pracy, różnic między firmami (koncern kontra firma rodzinna, jakość produktów i odbiór obu firm na rynku), możliwości rozwoju, ale także z kim będę pracować, z kim już pracuję, jaka jest moja pozycja w obecnej firmie, a jakie perspektywy mogę mieć w tej drugiej. Gdzie mogę spodziewać się więcej stresu, elastyczności, ale także uznania mojej pracy. Gdzie będę miała więcej wpływu na pracę działu i inne aspekty z tym wszystkim związane. Codziennie skłaniałam się w innym kierunku, raz żeby zostać gdzie jestem, bo wiem na czym stoję, bo team super, bo zadania idealnie skrojone dla mnie. Innego dnia, chciałam przejść do konkurencji, bo tam widziałam perspektywy, szansę i możliwość rozwoju (a przynajmniej w teorii i w obietnicach szefowej HR i kierownika działu). Niesamowita huśtawka emocji i myśli.

Sam fakt wyłapania mnie przez headhuntera też nie dawał mi spokoju. Z jednej strony komplement, z drugiej strony wydawało mi się, że będzie to miało negatywny wpływ na dalszą drogę zawodową. Rozmawiałam o tym z wieloma osobami na dobrych i/lub bardzo wysokich stanowiskach w niemieckich firmach i ten fakt nie jest tu tak negatywnie widziany jak myślałam. Wręcz przeciwnie.

Ostatecznie zostałam w mojej firmie i nie dałam się przekupić koncernowi. A gdybyście Wy stanęli przed takim wyborem jak ja, to radziłabym Wam porozmawiać z obecnym szefem, że zastanawiacie się przejść do innej firmy, bo może się okazać, że wasz szef nie będzie chciał was puścić bez „walki”, że tak bardzo firmie będzie zależało na żebyście zostali (oczywiście ja o tym powiedziałam mojego przełożonemu, gdy już miałam w ręce umowę drugiej firmy 😉 ) Ok warunek jest taki, że nie wiecie co robić, jesteście zadowoleni z obecnej pracy i w zasadzie nie mieliście powodu szukać nowej. Tak było w moim przypadku, w zasadzie wszystko mi pasowało, i zadania, i szefostwo i koleżanki z teamu. Musiałam długo szukać, żeby znaleźć minusy mojej pracy, a przecież w każdej coś się znajdzie i idealnie nie ma, czyż nie? Zresztą to był też główny powód, dlaczego tak ciężko się zastanawiałam co robić. Gdybym nie była zadowolona, to byłoby mi na rękę, przejść do innej firmy 😉

Może dodam jeszcze, że doszłam już chyba do takiego etapu w moim życiu zawodowym, w którym nie chcę eksperymentować, to już nie jest taki moment „ach popracuję tu i zobaczę jak będzie, jak mi się nie spodoba, to zawsze mogę zmienić pracę, poszukać coś innego”. Mam swoje doświadczenie, wiem co mi się podoba, a co absolutnie nie. Wiem w czym jestem dobra, a z czym bym się męczyła. I pracę w obecnej firmie zaczęłam z nastawieniem, że to już do emerytury, o ile wszystko będzie ok.


Minęło kilka tygodni, czy nadal jestem zadowolona z podjętej decyzji? Tak, po stokroć tak! Uznanie jakie dostałam od obecnego pracodawcy w momencie gdy dowiedzieli się, że zastanawiam się nad zwolnieniem się przerosło moje oczekiwania i nawet nie chodzi tu już o kwestię finansową (bo to też przedyskutowaliśmy 😉 ), ale o uznanie mojej pracy, mojego zaangażowania i wiedzy. – szefa działu, prezesa i koleżanek z teamu. Lepiej być nie może 🙂

Gdy usilnie zastanawiałam się co robić, bolało mnie wszystko, a najbardziej okolice serca i tylko myślałam, żeby te męki się skończyły. Gdy ostatecznie podjęłam decyzję, że zostaję w obecnej pracy, moja pierwsza myśl była: o scheiße! To koniec i kropka. Bardzo źle spałam tej nocy. Ale już następnego dnia poczułam ogromną ulgę i radość z podjęcia tej decyzji. Z każdą godziną byłam szczęśliwsza i utwierdzona w fakcie, że to był dobry wybór i tak jest do dzisiaj.


Kończę ten wpis już w domu, siedząc w ogródku na kanapie, szczęśliwa z tego co mam. Z przekonaniem, że strategicznie podjęłam najmądrzejszą decyzję. W koncernie byłabym małym trybikiem całego systemu, który musiały się dopasować.


A jak jest u Was z podejmowaniem decyzji? Ciekawa też jestem, gdzie pracujecie, albo inaczej, gdzie według was lepiej pracować, w koncernie, jako jeden z wielu, w cieniu, czy w mniejszej firmie na strategicznej pozycji, a może na swoim i praca według własnych zasad, ale 24 na dobę i 7 dni w tygodniu z ogromną dyscypliną i odpowiedzialnością?


PS. skoro wpis zaczęłam w Łodzi to zdjęcia też z Łodzi, które zrobiła mi Kasia z www.odkrywacjacameryke.pl

Buziaki

Olgietta

    1. jestem za! ale było by fantastycznie… a w ogóle to już patrzyłam, czy jest bezpośredni lot Tampa-Düsseldorf 😉 ale kurka nie ma, jest Miami i Fort Myers 🙁

  1. I najgorsze też w takich przypadkach, że nikt nie może Ci w tej decyzji pomóc. Musisz podjąć ją sama. szkoda, ze to aż tak przeżywałąs, zdrowia szkoda. Ważne, ze z podjętej decyzji teraz jestes zadowolona. Na chłodno próbuj podejmowac kolejne decyzje, bo szkoda zdrowia. Pozdrawiam i szczęscia życzę.

    1. Dziekuje 🙂 pewnie z kazdym trudnym wyborem, czlowiek lepiej do tego podchodzi. Jakbym ja miala wiele razy przezywac to co tym razem to bylabym chyba cieniutka jak papierek 😀 😉
      pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Close