40 i co dalej...

Polskie zakupy.

1. września 2017

Wyjazd do Polski to jest zawsze okazja do zakupów, chociaż nie jest to sprawa priorytetowa, to za każdym razem coś tam przywieziemy (a zwłaszcza ja 🙂 ). Jadąc autem wracamy bardziej obładowani niż przyjechaliśmy i w zasadzie bagażnik trzeba nogą dociskać 😉 (oczywiście nie dosłownie).

Zaznaczę na wstępie, że na chwilę obecną nie planuję regularnych wpisów zakupowych,  a niniejszy wpis jest odpowiedzią na 2 pytania, które zadałam przed wyjazdem na Facebook’owej stronie Olgietty. Może nie tyle odpowiedzią, a rozwiązaniem mojego dylematu. Myślę, że tego typu notatki będą się pojawiać wówczas, jeżeli w trakcie moich podróży przygarnę coś, moim zdaniem, wartego uwagi i podzielenia się z Wami.

Ponad to pomyślałam, że być może ktoś z Was jest ciekawy,  co ludzie (a dokładnie my) mieszkający na stałe w Niemczech, najczęściej przywożą z Polski. I jest to bardzo subiektywna lista zakupowa

Artykuły spożywcze.

Może zacznę od tego, co najczęściej przywozimy, czego nam tu brakuje i za czym tęsknimy. A będą to oczywiście zakupy spożywcze 🙂 Nie wiem, czy dlatego, że wychowałam się na polskim jedzeniu, czy dlatego, że faktycznie jest takie dobre, ale zawsze kupujemy jakieś wędliny, czy to polędwicę sopocką, frankfuterki czy też jakąś swojską szyneczkę, także żółty ser i osełka (masło) jest na naszej liście, ale to zależy od temperatury na zewnątrz, bo np. przy 30-stopniowym upale te produkty nie przeżyłby podróży 1000 kilometrów :D).

Ja muszę zawsze zabrać kisiel, który uwielbiam, ale tylko cytrynowy 😉 Kupuję też przyprawy takie jak staropolska czy do pieczeni. Jeżeli mamy szczęście i dostaniemy działkowe pomidory od mojej przyjaciółki, to zawsze się znajdzie miejsce w aucie.

Może komuś wydawać się to śmieszne, że takie rzeczy wozimy i że co w Niemczech nie ma sera i kiełbasy..? oczywiście są, ale smakują inaczej.

Czego tu nie ma jeszcze to bób, taki do gotowania, na wagę… uwielbiam… nie zabieram go do Niemiec, bo od razu jem na miejscu (o rany, ale mam teraz smaka). Oraz słonecznik – ale nie same ziarenka, tylko „kwiat” do skubania. No i zawsze mam problem z kupnem korzenia pietruszki, nie jest to tak powszechnie wszędzie dostępne warzywo, jakby się mogło wydawać. Muszę jechać zazwyczaj do większego marketu typu Real, żebym miała pewność, że go dostanę.

Zawsze ! przywozimy sobie bochenek chleba, albo bułki, takie duże zwykłe polskie buły… mmm (tak, wiem białe zdrowe pieczywo 😉  ) W tym roku zostaliśmy uszczęśliwieni połową chlebka swojskiego… który miał w średnicy zaledwie 35 cm!!

No ale właśnie z racji tego, że ostatnio coraz więcej jest możliwości zakupu polskich produktów w niemieckich sklepach typu Real, Rewe czy Edeka oraz typowo polskie sklepy (niedawno otworzyli jeden w moim mieście) to konieczność przywożenia smakołyków z Polski jest już zdecydowanie mniejsza, bo i ceny polskich produktów tutaj też nie są bardzo zawyżone. Także zawsze coś z tych rzeczy kupujemy, ale już nie w takich ilościach jak kiedyś.

Książki, gazetki, filmy, muzyka

Podczas pobytu w Polsce szukam też polskich nowości, czy to muzyka, czy filmy, czy jakieś książki (ale niekoniecznie tylko polskich autorów). Na drogę powrotną do auta kupuję też polskie „babskie” magazyny. Nie zawsze kupujemy coś z każdej kategorii, wiadomo, jak się coś akurat przytrafi fajnego… Po poprzednim wyjeździe przywiozłam sobie kilka filmów, a tym razem kilka książek. Na Facebooku pytałam, co polecanie i kilka propozycji dostałam, również w prywatnych wiadomościach, a o to moje zakupione pozycje:

  1. Bodo (Anna Mieszkowska) – koniecznie chciałam jakąs biografię, bo jak wiecie uwielbiam, a po Stryjeńskiej klimat lat przedwojennych na tyle mi się spodobał, że sięgnęłam po tę właśnie pozycję
  2. #Sława (Karolina Korwin Piotrowska) – o tej książce czytałam dużo pozytywnych jak i parę negatywnych opini, ale jedna z moich często oglądanych youtuberek Radzka w swoich inspiracjach polecała ją, więc zdecydowałam się jednak kupić
  3. Marlene (Hanni Münzer – żeby było śmieszniej, niemiecka autorka) – tą książkę złapałam niemal w biegu, ale po przeczytaniu opisu z tyłu okładki musiałam ją po prostu kupić! Szkoda tylko, że nie zauważyłam, że to jest druga część powieści „Miłość w czasach zagłady”. Także muszę najpierw nabyć tą pierwszą. Hmm.. i zdecyduję się chyba na orginalną, niemiecką wersję.
  4. Elementarz stylu (Katarzyna Tusk) – zakup prawie planowany, byłam ciekawa co tam Kasia Tusk ma do powiedzenia, a książkę już zdążyłam przeczytać

Książki muszą niestety poczekać na swoją kolej, bo inne 4 są zaplanowane do końca grudnia 😉

Ciuchy, ciuchy, ciuchy.. i buty

Jak jestem w Polsce to przynajmniej jeden dzień muszę mieć na bieganie po sklepach, no nie da się ukryć czasem wychodzi ze mnie typowa kobietka 😉 Oczywiście, biegam tylko i wyłącznie po sklepach polskich marek, lub takich, które są u nas niedostępne. Te sklepy, takie jak Orsay, Zara itp., omijam szerokim łukiem. Zresztą w Polsce jest coraz więcej polskich marek, które mają naprawdę fajne rzeczy. Nie wiem czy z przyzwyczajenia widokiem tutejszej (w Niemczech) mody, mam wrażenie, że w Polsce znajdę coś innego, ciekawego, czegoś czym mogę się tu wyróżnić. A może to tylko złudzenie i tylko chęć kupienia sobie czegoś 🙂 Jestem ciekawa, czy podobne wrażenie mają osoby nie mieszkające na codzień w Polsce?

Oczywiście, nie opuszczam Polski z całymi kolekcjami połowy sklepów   Tym razem kupiłam sobie na wyprzedaży w Mohito sweterek i spódnicę.

Jak już się w te rzeczy wystylizuję, to podzielę się zdjęciem na Facebooku i instagramie 😉 🙂 A Mohito odwiedzam zawsze jak jestem w Polsce.

Jadąc na wakacje planowałam kupić buty na wesele (bo się niedługo wybieram) i pytałam również o radę na Facebook’u. Dostałam kilka wiadomości i często pojawiała się marka Ryłko. Tu muszę powiedzieć, że faktycznie bardzo ładne buty mają, natomiast rozmiarówka jest jakaś „dziwna”. Ja mam na ogół rozmiar 36, a w zimowych lub sportowych ew. 37, a tu 36 był mi za luźny natomiast 35 za ciasny, więc większość modeli w ogóle mi nie pasowała, nad czym ubolewałam. Ostatecznie znalazłam jedne ładne buciki, które mi dobrze leżały, choć na wesele raczej mi nie będą pasować, ale jak mój mąż mnie w nich zobaczył to od razu powiedział: kupuj! A jak facet tak mówi, to trzeba brać i się nie zastanawiać 😉

Jak Wam się podobają?

Ostatnią rzeczą w tej kategorii jest bielizna. Przy okazji któregoś przyjazdu do Polski odkryłam sklep z włoską bielizną Intimissimi, wtedy zakupiłam jeden z moich najlepszych biustonoszy jakie mam! Mogłabym go nosić na okrągło i do wszystkiego (no ale wiadomo, nie da rady). Tym razem również weszłam do butiku, tym bardziej, że były przeceny (ja głównie korzystam z tych okazji). A oto mój nowy nabytek (inny od mojego ulubionego, ale również ładnie leży):

(nie, panowie czytelnicy, nie będę się dzielić zdjęciem w ubranej bieliźnie 😉 )

Kupiłam sobie jeszcze sukienkę na wesele włoskiej firmy Essenza di Stile…. ale żeby Wam ją zaprezentować muszę się też odpowiednio wystylizować, także musicie na zdjęcie trochę poczekać (najpóżniej do października 😉 )

Kosmetyki.

Będę się powtarzać, ale tu również lubię pooglądać produkty niedostępne w Niemczech (a przynajmniej w prostym zakupie idąc do drogerii). Oczywiście tu kosmetyków nie brakuje, zwłaszcza znanych marek, ale w Polsce zawsze coś znajdę, czego tu nie ma. Odwiedzam w tym celu Sephorę (u nas tego sklepu nie ma), sklepik Ziaji… A muszę przyznać, że Ziaja mnie zaskoczyła. Ja pamiętam jeszcze tą markę sprzed mojego wyjazdu do Niemiec. Mieli kilka niedrogich produktów, pare kremików, jakiś tonik i to było wszystko, a w tej chwili cała gama produktów, od własnie różnego rodzaju kremów, szampony, balsamy, toniki, cała paleta produktów dla mężczyzn, dla dzieci… bardzo się rozwinęli, przy czym ceny produktów nadal są bardzo korzystne. A i opini o tych produktach też dużo pozytywnych jest.

Nie przedłużając wywodu, to takie rzeczy sobie przywiozłam tym razem:

Erborian Black cleansing oil – koreański olejek do demakijażu – dla mnie to nowość, będę testować, dam Wam znać jak się sprawdzi, planuję go używać dodatkowo do mojej pianki do mycia twarzy, jak będe miała mocniejszy makijaż danego dnia

Ziaja, tonik do twarzy, antyoksydacja – też nowość dla mnie, tu co prawda jest napisane, przy pierwszych zmarszczkach… ale co tam

Smash box, camera ready BB water – nie jest to co prawda nowa marka dla mnie i w każdym Douglas w Niemczech ją dostanę, ale były bardzo gorące dni w trakcie naszego urlopu i szukałam coś lekkiego, co mnie nie „zatapetuje”, a jedynie wyrówna kolor skóry i będzie dość lekki i ten właśnie produkt mi poleciła pani konsultantka w Sephorze. Muszę przyznać, że faktycznie bardzo fajny krem/woda BB.

Make up for ever, Ultra HD puder sypki – ta sama konsultantka poleciła mi również puder sypki, którym mnie też od razu opudrowała. Ma utrwalać makijaż, matowić, jest transparentny. Jednocześnie dać uczucie gładkości na twarzy i rzeczywiście tak jest. Jak go dłużej poużywam, to dam Wam znać, jak się sprawdza.

Biotebal rzęsy XXL – ostatnią rzeczą jest serum do rzęs. Starość nie radość, a rzęsy już nie te same, więc pomyślałam, że sprawdzę czy to działa i trochę „podrasuję” moje piórka. W instrukcji jest napisane, żeby stosować od 4 do 6 tygodni, także za jakiś miesiąc zdam Wam relację, co z tego wyszło 😀 Czy była to wtopa zakupowa 😉


To by było chyba na tyle, jeśli chodzi o moje polskie zakupy. Napiszcie co Wy przywozicie z Polski, jeżeli mieszkacie gdzieś poza krajem, lub co kupujecie jak jedziecie właśnie poza Polskę. A może ktoś z Was jeździ do Niemiec na zakupy?

  1. Super zakupy <3 Ja też wracam zawsze do USA z jedną walizką więcej 😉 Szkoda, że w moim przypadku możliwość przewozu produktów spożywczych jest baaaardzo ograniczona 🙁 Ale i tak zwykle wracam z Ptasim Mleczkiem Wedlą, czekoladą Goplaną i Milką. Zwykle przytargam też parę polskich książek, jakieś ubrania polskich firm, których nie znajdę w Stanach i obowiązkowo jakiś gadżet do domu 🙂 Szkoda, ze nie mam mozliwosci wyjazdu samochodem, bo chyba bylby zaladowany pod sam dach 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Close